Mam słabość do nowinek smakowych, szczególnie z dziedziny warzyw i owoców. W celach poznawczych jestem gotowa skosztować każdego gatunku czy odmiany. Tym razem padło na kiwano (ogórek afrykański). Wiem, że sprowadzony do Polski na pewno nie smakuje tak, jak ten, który dojrzał w kraju pochodzenia, ale jakieś wyobrażenie mimo wszystko da. W końcu banany, pomarańcze czy mango też mimo wszystko kupujemy w supermarketach, nie ograniczając się do rodzimych jabłek, śliwek czy ziemniaków.
Po kiwano wielkich walorów smakowych nie oczekiwałam, choć opisy w necie kusiły, porównując ten kolczasty owoc do kiwi, melona i banana. Moje wrażenia są następujące:
Kiwano wyglądem przypomina przerośniętego ogórka gruntowego długości średniej dłoni. Kolce ma rzadko rozmieszczone, twarde, około półcentymetrowe. Najwygodniej jest przekroić go wzdłuż na dwie połówki i łyżeczką wyjeść miąższ, który składa się z podłużnych, żelowatych bąbelków, leżących w długich rządkach, pooddzielanych błonkami. Każdy bąbelek, który nie jest łatwo rozgryźć, bo jego żelowata konsystencja ucieka spod zębów, zawiera w środku nasionko, przypominające nasiona przejrzałych, zachowanych na nasienniaki, ogórków.
Smak jest kwaskowaty, ożeźwiający z nutą ogórkową. Przy skórce można się doszukać też nuty babanowej, ale pochodzącej raczej z wewnętrznej powieżchni skórki banana, a nie samego owocu.
Podsumowując, spróbować warto, żeby wiedzieć. Powtarzać tego doświadczenia raczej nie trzeba. Nic mnie w kiwano nie urzekło, choć łatwo mogę sobie wyobrazić, że w krajach, gdzie dojrzewa, w porze gorącej może doskonale gasić pragnienie.
Wykiwana przez kiwano
Mam słabość do nowinek smakowych, szczególnie z dziedziny warzyw i owoców. W celach poznawczych jestem gotowa skosztować każdego gatunku czy odmiany. Tym razem padło na kiwano (ogórek afrykański). Wiem, że sprowadzony do Polski na pewno nie smakuje tak, jak ten, który dojrzał w kraju pochodzenia, ale jakieś wyobrażenie mimo wszystko da. W końcu banany, pomarańcze czy mango też mimo wszystko kupujemy w supermarketach, nie ograniczając się do rodzimych jabłek, śliwek czy ziemniaków.
Po kiwano wielkich walorów smakowych nie oczekiwałam, choć opisy w necie kusiły, porównując ten kolczasty owoc do kiwi, melona i banana. Moje wrażenia są następujące:
Kiwano wyglądem przypomina przerośniętego ogórka gruntowego długości średniej dłoni. Kolce ma rzadko rozmieszczone, twarde, około półcentymetrowe. Najwygodniej jest przekroić go wzdłuż na dwie połówki i łyżeczką wyjeść miąższ, który składa się z podłużnych, żelowatych bąbelków, leżących w długich rządkach, pooddzielanych błonkami. Każdy bąbelek, który nie jest łatwo rozgryźć, bo jego żelowata konsystencja ucieka spod zębów, zawiera w środku nasionko, przypominające nasiona przejrzałych, zachowanych na nasienniaki, ogórków.
Smak jest kwaskowaty, ożeźwiający z nutą ogórkową. Przy skórce można się doszukać też nuty babanowej, ale pochodzącej raczej z wewnętrznej powieżchni skórki banana, a nie samego owocu.
Podsumowując, spróbować warto, żeby wiedzieć. Powtarzać tego doświadczenia raczej nie trzeba. Nic mnie w kiwano nie urzekło, choć łatwo mogę sobie wyobrazić, że w krajach, gdzie dojrzewa, w porze gorącej może doskonale gasić pragnienie.
8 replies on “Wykiwana przez kiwano”
Aktualnie można ten owoc kupić w Biedronce.
Również raz spróbowałam. Wrażenia analogiczne.
To ja tak miałam z czerwonymi bananami. Miały być gęste, deserowe, pycha, a były, gęste, może deserowe, ale o smaku zatwardziałego niedojrzalca.
Hehehe… też kiedyś kupiłam te czerwone banany i się rozczarowałam.
Próbowałam ich w Izraelu. Pyyycha.
Wierzę, że w Izraelu mogą smakować
Tak, smakowały słońcem.
Ja chętnie spróbowałabym banana prosto z drzewa, ale moim zdaniem np. mango, które rośnie i da się zjeść w Egipcie naprawdę nie odbiegało smakiem od tego z marketu. Myślę, że często wychwalanie cudownego smaku pomidorów we Włoszech czy ananasa na wyspach Kanaryjskich, to w dużym stopniu autosugestia. Przecież u nas w lecie słońce w niczym nie ustępuje włoskiemu.