Irytują mnie książki, które pozują na literaturę faktu, a w najlepszym razie okazują się literaturą poszlak lub przypuszczeń. Szczególnie jest to frustrujące,
gdy książka podejmuje ciekawy, mało znany temat i gdy czyta się ją z prawdziwym zaangażowaniem, by przy końcu stwierdzić, że to, co się przeczytało, w
rzeczywistości może być tylko półprawdą lub zupełnie nie tym, na co pozowało.
Taka sytuacja przydarzyła mi się z "Przemytnikami książek z Timbuktu". Autor, Charlie English, opowiada dwutorowo, w nieparzystych rozdziałach przybliżając
czytelnikowi wydarzenia z przełomu 2012 / 2013 r., kiedy to do Timbuktu, miasta w północnym Mali, położonym nad rzeką Niger, wkroczyli najpierw rebelianci,
domagający się utworzenia niezależnego państwa Tuaregów, a następnie dżihadyści z północy Afryki. W mieście nastał terror. Mieszkańcy, święte miejsca,
a także biblioteki, gromadzące bezcenne rękopisy z minionych wieków znalazły się w niebezpieczeństwie. By ratować historyczne manuskrypty, kilku bibliotekarzy
zainicjowało akcję potajemnego wywożenia zbiorów do Bamako, stolicy Mali, położonej na południu kraju. Parzyste rozdziały to z kolei próba chronologicznego
przedstawienia historii eksploracji terytorium Mali przez brytyjskich, francuskich i niemieckich odkrywców, począwszy od końca XVIII w. Ich dążenia do
odnalezienia Timbuktu, miasta legendy, które miało kryć niezmierzone bogactwa, przez długi czas kończyły się niepowodzeniami. Znajdziemy tu też rekonstrukcję
historii miasta od czasów jego założenia około XII w. przez rozkwit w XV i XVI w., kiedy stanowiło ośrodek kultury i nauki w tamtym regionie i kiedy powstała
większość manuskryptów, aż po utratę znaczenia. Wszystko razem jest niezwykle zajmujące, prócz ostatniego rozdziału, w którym przebieg i sens całej akcji
ratunkowej zostaje poddany w wątpliwość, a czytelnik zaczyna się zastanawiać, po co w takim razie to czytał i co kryje się tak naprawdę za fasadą tej opowieści.
Categories
“Przemytnicy książek z Timbuktu” – minirecenzja
Irytują mnie książki, które pozują na literaturę faktu, a w najlepszym razie okazują się literaturą poszlak lub przypuszczeń. Szczególnie jest to frustrujące,
gdy książka podejmuje ciekawy, mało znany temat i gdy czyta się ją z prawdziwym zaangażowaniem, by przy końcu stwierdzić, że to, co się przeczytało, w
rzeczywistości może być tylko półprawdą lub zupełnie nie tym, na co pozowało.
Taka sytuacja przydarzyła mi się z “Przemytnikami książek z Timbuktu”. Autor, Charlie English, opowiada dwutorowo, w nieparzystych rozdziałach przybliżając
czytelnikowi wydarzenia z przełomu 2012 / 2013 r., kiedy to do Timbuktu, miasta w północnym Mali, położonym nad rzeką Niger, wkroczyli najpierw rebelianci,