To, co zapisane, staje się bardziej realne, nie tak ulotne jak wyobrażenia. Spisuję tu więc listę dziewięciu najbardziej przeze mnie upragnionych celów podróżniczych z myślą, że przybliży mnie to choć trochę do przekucia marzeń w rzeczywistość. W przypadkowej kolejności chciałabym znaleźć się choć na kilka dni w tych oto miejscach:
1. Stambuł – miasto unikat, leżące na dwóch kontynentach, pomiędzy kulturowym wschodem i zachodem, które odcisnęły na nim swoje piętno, nakładając się na siebie i przyjmując niezwykle bogate i różnorodne formy.
2. Neapol – bliskość wulkanu, kuszący południowowłoski charakter, dreszczyk grozy na myśl o działalności Camorry, Sycylia na wyciągnięcie ręki, góry, zatoka, morze… Jak nie chcieć się tam znaleźć? A bród? Śmieci? Niedość przekonujące argumenty, by mnie zniechęcić.
3. Florencja – miasto najwybitniejszych artystów wszechczasów, miasto, gdzie człowiek potyka się o sztukę i odkrywa ślady historii na każdym kroku. Miasto, które pobudza moją wyobraźnię, pozwalając przenieść się do renesansu, dla mnie najbardziej fascynującej epoki w dziejach Europy.
4. Marrakesz – fragment arabskiego świata, o który chciałabym się otrzeć, spadkobierca dawnej, przebogatej kultury mauretańskiej. Przy Marrakeszu się nie upieram. Mógłby go zastąpić np. Fez, równie ciekawe, historyczne miasto marokańskie.
5. Kazań – centrum kultury tatarskiej. Niby Rosja, a całkiem jak nie Rosja.
6. Carcasonne – miasto twierdza, zachowane w świetnym stanie z czasów średniowiecznych, miasto katarów, urok południowej Francji.
7. Rio de Janeiro – kolorowe, hałaśliwe, miasto brama do Ameryki Południowej, miasto karnawał.
8. Monte Video – i jeszcze raz Ameryka Południowa, ale tam w Urugwaju jakaś całkiem inna, Monte Video to wizytówka tego nietypowego kraju nad Atlantykiem i La Platą.
9. Buenos Aires – miasto tanga, pięknych plaż, miasto, które nie zasypia.
Które pierwsze się zmaterializuje?